Leży przy w dolinie, która podczas I wojny światowej stanowiła arenę ciężkich walk. Toczyły się one najpierw wzdłuż płynącego przez dolinę potoku Zdynia. Potem przesunęły się nieco na zachód do doliny Regietówki. Od jesieni 1914 roku do wiosny 1915 roku przebiegała tu linia frontu austriacko-rosyjskiego. Pozostałością tamtego okresu są liczne cmentarze pozostawione prawie w każdej wsi. Dzisiejsza Zdynia (łemk. Ждыня) nie przypomina już tamtej Zdyni. Leży przy dawnym trakcie handlowym, łączącym Bardejów i Gorlice. Jej historia sięga początku XIV wieku. Dawniej znana była ze zdyńskich jarmarków i produkcji gontu, a obecnie z corocznej „Łemkowskiej Watry”. Dawniejszy trakt pokrył się asfaltem. Stanowi ważne i wygodne połączenie komunikacyjne miedzy Bardejowem i Gorlicami. Nie mniej Zdynia leżąca wzdłuż tej szosy utrzymuje charakter przenikliwie cichej i spokojnej wioski, w której może ulec zapomnieniu.
Budzimy się tutaj kolejny raz, w ośrodku „U Zosi”, tym starszym leżącym bliżej szosy. Chyba nawet wolimy bardziej ten starszy obiekt, niż nowy po drugiej stronie szosy, bo przez te wiele pobytów u Zosi zwykle właśnie tutaj spaliśmy, żywiliśmy się i zaznawaliśmy błogiego relaksu. Czujemy ogromny sentyment do tego miejsca. Współczesna Zdynia ma inne granice niż przed wojną. Kompleks wypoczynkowy „U Zosi” położony jest na terenie dawnej wsi Ług, która współcześnie jest częścią Zdyni. Można znaleźć taką nazwę na niektórych współczesnych mapach, ale ujętą w nawiasach, jako wieś już nieistniejąca.
Od miejscowych usłyszeliśmy, że obecna Zdynia obejmuje jeszcze jedną nieznaną osadę łemkowską o nazwie Sidławka, której próżno szukać na jakiejkolwiek mapie. Znajdowała się ona na południowym zachodzie, w dolinie potoku o tej samej nazwie, pomiędzy wzniesieniami Rotundy i Dzielca. Na starych mapach WIG zaznaczono tam nazwę Ług, ale ujęta została w nawiasach. Z kolei Ług został wyraźnie zaznaczony w łożysku doliny Zdynianki, poniżej wsi Zdynia. Tam z pewnością znajdowała się główna część tej wsi.
Pierwsze wzmianki o Ługu pochodzą z 1581 roku. Nazwa wsi pochodzi od słowa łęg (ukr. łuh), która oznacza tereny podmokłe. Przez długi czas Ług wraz z sąsiednią Zdynią należał do rodziny Wielkopolskich herbu Stary Koń. Nie miał nigdy własnej cerkwi i należał do parafii w Zdyni. W 1931 roku we wsi mieszkało 228 osób w 44 domach. Po II wojnie światowej tereny te opustoszały, podobnie jak cała okolica. Pozostała tylko część ocalałych pustych domostw.
Dzisiaj udajemy się na spacer po terenie dawnej wsi Ług. O godzinie 9.45 rozpoczynamy wędrówkę, spod ośrodka „U Zosi”. Schodzimy ku rzece Zdyniance, potem w prawo na most nad rzeką. Przechodzimy na drugą stronę i dalej wzdłuż rzeki przez główną część dawnej wsi, która skoncentrowana było nad rzeką. Stoi tu jeszcze jakaś stara chyża łemkowska, ale jest raczej niezamieszkana. Inne odnowione, zaadaptowane zostały do współczesności.
Z prawej strony wznoszą się Popowe Wierchy, odwiedzone przedwczoraj. Dolne partie poniżej skraju lasu porastają łąki. Widzimy ścieżkę Głównego Szlaku Beskidzkiego, która tam prowadzi od szosy. Zaczyna się tuż przy domkowej kapliczce. Główny Szlak Beskidzki skręca na szosę, ale ścieżka po drugiej stronie szosy ma kontynuację. Schodzi ku rzece i przecina jej bród. Nikt jednak chyba tędy już nie chodzi. Po drugiej strony rzeki na ścieżce znów pojawiają się znaki Głównego Szlaku Beskidzkiego. Wchodzi dalej na zbocza pokryte pastwiskami, których kulminacją jest szczyt kolejnego wzniesienia. Tam właśnie idziemy.
 |
Za nami Popowe Wierchy. |
 |
 |
Na pastwiskach. |
Wspinamy się powolutku podziwiając cudny malowniczy krajobraz doliny. Jest niezwykły i typowy dla Beskidu Niskiego. Emanuje z niego głęboki spokój. Wykreślony został przez łagodność. Trudno się jest mu oprzeć. Ulegamy urokowi krów pasących się na łąkach, choć nie jest nam dziwny ich widok, bo przecież pochodzimy z podobnych obszarów, gdzie krowa, czy inne hodowlane zwierzęta było widokiem powszechnym.
 |
Ponad doliną Zdynianki. |
 |
Dolina Zdynianki. |
 |
Zbliżenie na tereny Łemkowskiej Watry. |
Około godziny 10.30 zaczynamy wchodzić w zagajniki, dzielące łąkę na polany, a niedługo potem wkraczamy w leśne ostępy porastające zbocza Rotundy. Nie jest to bardzo wysoka góra. Ma 771 m n.p.m. Kiedyś sprawiała nam wrażenie góry bardzo rozległej, ale w miarę jak ją bliżej poznawaliśmy, stawała się mniejsza w naszej świadomości. Ma kształt foremnej krągłej kopy, z czego zapewne wzięła się nazwa Rotunda, oznaczającego coś okrągłego (łac. rotundus). Można powiedzieć, że wraz z sąsiednim Działem tworzy boczne ramię odchodzące od Jaworzyny Konieczniańskiej.
 |
Las Rotundy. |
 |
Trawers zbocza Rotundy.. |
 |
Przez las Rotundy. |
 |
Na zakręcie szlaku. |
Tutejszy las nie jest na tyle stary, aby pamiętać co się tutaj działo, gdy trwała wojna. My jednak wiemy, choć nasze życie nie pozwala nam sięgnąć tam pamięcią. Przypomina o tym również charakterystyczna budowla na szczytowej polanie góry, którą osiągamy o godzinie 11.00. Kiedyś budowla ta była widoczna z doliny, bo góra była wolna od lasu. Dzisiaj obrasta ją dookoła las, zabierając ją z widoku ludzi. Pięć strzelistych wież, najwyższa w środku, cztery niższe wokół, otoczone licznymi krzyżami zamkniętymi w kamiennym okręgu. Wieże kryte są gontem, umieszczone na kamiennych podstawach. Nawiązują do starosłowiańskich chramów, które dla Słowian stanowiły miejscem spotkań, modlitw, nabożeństw i wróżb. Podobną idee budowli można zobaczyć w Łużnej na wzgórzu Pustki. Była zwieńczeniem upodobań tego samego projektanta Dušana Jurkoviča i stanowi syntezę budownictwa ludowego Karpat i starosłowiańskiego, podobnie, jak tak na Rotundzie. Smutna jest ich geneza, choć urzekają pięknem i kunsztem wykonania. Trudno patrzeć na nie bez bólu. Oddawały cześć i hołd, podtrzymywały pamięć i przestrogę, lecz nie zawsze ludzie mogli z godnością spoglądać na nie - być może zbyt wiele wstydu nagromadziło się przez następne lata.
 |
Rotunda (771 m n.p.m.). |
Był czas, kiedy ludzie chcieli zapomnieć o tych nekropoliach, rozgoryczeni kolejną wojną. Nie były one obojętne ludziom mieszkającym nieopodal nich. Ci ludzie, tacy zwyczajni, jak większość ludzi. wierzyli, że drugiej takiej wojny już nie będzie, bo ta miniona przynosząc zbyt wiele niepotrzebnej śmierci miała być przestrogą. Myślano, że była wystarczająco okrutna, aby odstraszyć przed rozpętaniem kolejnego krwawego konfliktu. Jakiż to byłby przecież bezsens zabijać… znowu. A jednak, nowa wojna rozpoczęła się, kiedy ledwie skończyła się poprzednia. Paradoksalne? Komu tak naprawdę zależało, aby znów wybuchła? Tym oraz innymi pytaniami błądzimy w ludzkich zakamarkach jestestwa, gdy znów tu jesteśmy.
W całej goryczy jaka się tutaj wylewa, jedno rzecz przynosi nadzieję. Od paru lat Rotunda znów ma opiekunów i wgląda jakby została zbudowana dopiero teraz. Znów przypomina, znów przestrzega. Słyszymy głos, tych, którzy tu spoczywają:
Nie płaczcie, że leżymy tak z dala od ludzi,
A burze już nam nieraz we znaki się dały –
Wszak słońce co dzień rano tu nas wcześniej budzi
I wcześniej okrywa purpurą swej chwały.
Ta maksyma wciska nam żal w serce, zatrzymuje w głębokiej nostalgii, pomimo, że to już ponad 100 lat minęło od tamtego czasu, kiedy wzniesiono te gontowe iglice zwieńczone krzyżami, nakrytymi półkolistym daszkiem. Jakże wybitnie nawiązują do architektury cerkwi, wciąż stojących tu na Łemkowszczyźnie. Przetrwały dłużej od swoich wsi, a w tej okolicy znajdziemy również wiele zupełnie pustych, nieistniejących wsi.
Dušan Jurkovič, projektował ten cmentarz, gdy Łemkowie byli gospodarzami okolicznych ziem. Stworzył coś, co integrowało się z otoczeniem, a także kulturą Łemków. To oni byli pierwszymi, którzy grzebali tu poległych żołnierzy zwaśnionych armii w pierwszych prowizorycznych mogiłach. Potem ciała zostały przeniesione tutaj do tych zbiorowych mogił. Nikt wtedy już nie zwracał uwagi kto i po której stronie walczył. Śmierć uczyniła wszystkich takimi samymi ludźmi, równymi sobie, tyle, że już martwymi. Niestety. Ich życia skróciła wojna. Za życia byli przeciwko sobie, teraz dzielą wspólne kwatery. Jedynie krzyże różnią się na grupach mogił, jedne są łacińskie, inne prawosławne. Każdy ma taki, jaki odpowiadał jego religii. Mogiły otacza krąg kamiennego wału oddzielającego miejsca pochówku od pozostałej części góry – góry, której nazwa została przyniesiona tu przez wołoskich pasterzy i oznaczająca właśnie coś takiego okrągłego, co prawie idealnie pasuje do kształtu tej góry, a teraz również do kamiennego muru otaczającego mogiły.
 |
Cmentarz wojenny nr 51 na Rotundzie. |
 |
 |
Rusałka osetnik (Vanessa cardui). |
 |
Opuszczamy wierzchołek Rotundy. |
Schodzimy w dół do doliny Regietówki, gdzie kiedyś istniały wspominane przez nas łemkowskie wsie, a teraz są tylko łąki i wolne konie, co pasą się na nich. Teraz ich tereny zawładnięte są przez przyrodę, ale przedtem było inaczej, choć człowiek żył wówczas w pełnej zgodzie z rytmem przyrody. Buki muskane wiatrem próbują coś nsm powiedzieć, ale one nie pamiętają tamtych czasów, góra była wówczas bezleśna. Mają pewnie inne, lepsze historie do opowiedzenia, ale my nie rozumiemy ich mowy. Wkrótce przecinamy drogę leśną, która nie od zawsze tu była. Jej poprzedniczka, która powstała tu w czasach budowy nekropolii jest jeszcze widoczna, porosły ją już młodniki. Tuż poniżej nowej drogi jest baza dla wędrowców. Można w niej zatrzymać się na noc, skorzystać ze swojego bądź bazowego namiotu. Spaliśmy tu kiedyś i to całkiem niedawno. Dzisiaj tylko przysiądziemy.
 |
Zejście do doliny Regietówki. |
 |
Baza namiotowa w Regetowie (533 m n.p.m.). |
Nie zagłębimy się dzisiaj w dolinę Regietówki, ani nie
będziemy wspinać się stromym zboczem Koziego Żebra, który wznosi się po drugiej
stronie rzeki. Dzisiaj wracamy na Rotundę, ale inaczej niż kiedykolwiek. Podchodzimy
ku drodze leśnej, która ma doprowadzić nas z powrotem do Zdyni. Żadne znakowane
szlaki nie prowadzą po niej. Drogi tej nie znamy, bo nigdy z niej jeszcze nie
korzystaliśmy, ale zaufamy jej. Ufają jej miejscowi, więc dlaczego sami
byśmy nie mogli tego zrobić.
Podczas tej wyprawy poszukujemy nowych dróg, które poprowadzą
nas do nowych miejsc, oprowadzą po nieznanych nam jeszcze zakątkach. Tak są
takie miejsca tutaj i wcale nie mało, choć bywaliśmy tu tak często i wiele
widzieliśmy.
 |
Obniżenie drogi na stokach Rotundy. |
Szutrowa droga zakosem najpierw na północ, potem na południe po ostrym skręcie, wynosi nas wyżej. Przecinamy naszą ścieżkę, która sprowadzała nas do bazy namiotowej. Idziemy dalej przed siebie, kiedy droga przestaje się wspinać zboczem i zaczyna zataczać łuk wokół Rotundy. Z lewej odchodzi droga ostro w górę na szczyt, a my dalej wokół góry, jak nigdy dotąd. Takich dróg na szczyt napotkamy jeszcze kilka. Niektóre z nich dochodząc ścieżek, które już znamy, inne są zagadką. To ciekawe sprawdzać, dokąd wiedzie ta, potem kolejne drogi, które odbijają na górę.
 |
Stoki Rotundy od strony południowo-zachodniej. |
 |
Droga wokół Rotundy. |
Niespodziane wychodzimy prawie na skraj łąk. Sprowadzają ku nim dwie ścieżki, które dalej snują się ku najgłębszym miejscom doliny, którą płynie Regietówka. Jakże inaczej wygląda ta piękna dolina z tej nieznanej nam jeszcze perspektywy. Łąki pachną świeżo skoszonymi trawami, które właściwie stały się już sianem pod gorącymi promieniami słońca. Warto ten widok zachować w pamięcią i zabrać go ze sobą do domu, do którego już dzisiaj będziemy wracać. Kiedyś dolina ta była gwarna życiem wiosek łemkowskich, potem zrobiła się pusta i cicha. Dawnej wioski już w niej nie ma. Stoi kilka nowych chat u ujścia doliny, ale ta wciąż pozostaje cicha. Pustą i cichą, taką właśnie pamiętamy ją z dawniejszych lat, kiedy tylko pasły się w niej konie. Dzisiaj znów ktoś w niej gospodarzy. Trwają sianokosy.
 |
Widok na dolinę Regietówki. |
 |
Łąki pachną świeżo skoszonymi trawami. |
 |
Sianokosy. |
 |
Drogę otaczają ziołorośla. |
Wracamy na naszą drogę. Jesteśmy po południowej stronie góry, gdzie drogę otaczają ziołorośla, stadnie obsiadnięte wędrownym gatunkiem motyla. Od wiosny wędrują one z południa na północ. Potem wracają. Jeszcze we wrześniu dostojkę można spotkać na łąkach, polach i przydrożach.
 |
Obok ziołorośli. |
 |
 |
Dostojka malinowiec (Argynnis paphia). |
Tymczasem nasza droga zatacza kolejny łuk, okrążając górę. Obniża się powoli wchodząc w dolinkę Z lewej kolejne boczne drogi odchodzą na zbocza Rotundy. Próbujemy odgadnąć gdzie dochodzą, w których miejscach kończą się, czy mogliśmy je napotkać będąc tam na szczycie lub w jego pobliżu. Północno-wschodni kierunek marszu utrwala się na dłużej. Po lewej mamy cały czas zbocza Rotundy, po prawej Dział (712 m n.p.m.), znany tu też pod nazwą Dił. Jego zbocza oddziela od nas bezimienny potok. Niecały kilometr dalej zasila on strumień Sidławki. Odtąd Sidławka staje się silniejsza, bardziej wartka. Zaraz za miejscem zbiegu strumieni od prawej dochodzi droga prowadząca dolinką od granicy przez obszar źródliskowy Sidławki. Dolinka ta oddziela Dział od Dzielca (679 m n.p.m.).
Drogą, którą podążamy wiedzie trasa Festiwalu Pustelnik, odbywającego się od zeszłego roku. To nowa cykliczna impreza zapoczątkowana w sierpniu 2023 roku. W ramach tego festiwalu przeprowadzane są różnorodne zawody, takie jak maratony, półmaratony, czy zawody e-bikowe.
 |
Zejście dróg. |
 |
 |
Sidławka. |
Nasza droga biegnie dalej niemalże płasko w towarzystwie Sidławki. Wchodzimy w otoczenie gęstego, dorodnego lasu. Piętnaście minut od spotkania tej rzeczki i drogi schodzącej od granicy, mijamy kolejną boczną drogę przychodzącą również od granicy, która przechodzi całym grzbietem Dzielca, za którym wnosi się Beskidek (685 m n.p.m.). Pod szczytem Beskidka mamy kolejny znany cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej, odwiedzany już przez nas wiele razy.
 |
 |
Pomiędzy Rotundą i Dzielcem. |
 |
Przecięcie drogi z Sidławką. |
 |
Poręba niedaleko wyjścia z lasu. |
Wkrótce przekraczamy szlaban postawiony przez nadleśnictwo i w ten sposób opuszczamy obszar leśny. Trochę dalej przekraczamy bród Sidławki. Na zboczach po obu stronach zaczynają przeważać łąki. Domów nie ma jednak na nich, jak kiedyś. Pierwsze napotykamy o godzinie 14.30, gdy wychodzimy z doliny. Kończy się nasza krótka wędrówka.
 |
Trawiaste zbocza Rotundy od strony Zdyni. |
 |
Za drzewami znów widzimy zbocza Popowych Wierchów. |
 |
Ostatnia prosta do Zdyni. |
Słońce przypieka mocno, chociaż chmara obłoków wciąż przesuwa się nad nami. Do takich miejsc jak Zdynia, Ług i Sidława zawsze wracamy. Wracamy do wielu innych miejsc na Beskidzie Niskim. Tęsknimy, gdy dłużej nas tu nie ma. Dzisiaj stąd wyjedziemy, lecz zanim to nastąpi jeszcze raz udamy się nad potok Jahniacze, pod Popowe Wierchy i Kamienny Wierch, gdzie Łemkowie spotykają się na co rocznej Watrze.