środa, 22 stycznia 2014

Życie od do......

Nawet nie przypuszczałaś, że choroba aż tak zdominuje twoje życie, że przewróci je do góry nogami i wszystko postawi na głowie.
Teraz żyjesz od do..... od jednej chemii do drugiej. Pierwsza rozbestwiła cię trochę, bo przeszłaś ją całkiem nieźle, by nie powiedziec znakomicie. Kolejna, pokazała ci, że nie jesteś kimś wyjątkowym.
Umierałaś prawie, leżałaś jak martwa w pościeli a zwlekałaś się z niej jedynie po to, by pójśc do toalety. I albo siedziałaś na sedesie albo trzymałaś w nim głowę. Upokarzało cię to.
I tak już z tobą będzie. Po kolejnej chemii znowu umierac będziesz,potem podnosic, by po następnej znów upaśc.....
I nawet, gdy miły pan doktor powie, że wyniki są coraz lepsze, to nie koniec twojej walki będzie, bo już wiesz, że potem trafisz do szpitala ma dłużej.
Tyjesz, bo gdy tylko organizm może przyjąc  jedzenie, dopada cię wilczy głód i ciuchy robią się coraz ciaśniejsze.
Ale nic to, i tak nie wychodzisz z domu, chyba, że musisz.
Peruka niewiele różni się od twoich naturalnych włosów, ale masz opory, by ją założyc, już lepiej czujesz się w zamotanych na łysej głowie chustkach.
Ciągle pamiętasz uczucie, gdy trzymałaś w dłoni pęki swoich włosów, kiedyś takich ładnych i gęstych, gdy bałaś się każdego mycia głowy, gdy grzebień czy szczotka wywoływał w tobie odruchy paniki.
Wiesz, że włosy odrosną, że one się tylko pokruszyły przy skórze, że ich cebulki ocalały. Ale to nie poprawia twojego nastroju. Szkoda, że nie jesteś osobą cierpliwą bo miesięcy potrzeba by włosy odzyskały swoją długośc.
Nie patrzysz w lustro, nie podoba ci się to, co w nim widzisz, nie znasz tej osoby i wcale nie chcesz jej poznac.
Od czasu do czasu przytrafia ci się zły nastrój, jak teraz, gdy zmarła na raka twoja dobra koleżanka.
Jak to możliwe pytasz, przeciez rozmawiałaś z nią kilka dni wcześniej, przeciez nic nie wskazywało na to, że coś groźnego w niej się usadowiło. Czuła się źle ostatnimi dniami, ale lekarz powiedział, że histeryzuje. A okazało się, że jest już za późno, za późno na jakikolwiek ratunek.....
Zastanawiasz się teraz nad tym, czy tobie uda się wygrac życie.
W ciągu dnia nawet nieźle sobie radzisz, wyciągasz zapomniane robótki, zaglądasz w każdy kąt. Och, moja droga, Perfekcyjna Pani Domu nie mogłaby ci nic zarzucic. Gotujesz, pieczesz, sprzątasz, nawet maszyna do szycia przestała cię odstraszac. Wszyscy cieszą się twoją aktywnością a wnusia przesyła buziaki.
Uwielbiasz ją, rozpieszczasz. Przyglądasz się jej uważnie, ciągle zadziwiona cudem, który pojawił się w twoim życiu.
Ty nie znałaś swoich dziadków, babc nie pamiętasz, więc chcesz, by maleńka zapamiętała cię jak najlepiej, by miała jak najlepsze wspomnienia z tobą związane.
A noce? no cóż, nie sypiasz najlepiej, ale najlepiej jak umiesz wykorzystujesz nocne godziny. Czytasz lub oglądasz filmy, na które w ciągu dnia nie masz czasu.
Nie denerwujesz się zmianami nastroju, bo
 przeczytałaś gdzieś w necie, że :"...... masz prawo do strachu przed rozwojem choroby, bólem, zmianami w wyglądzie, przed utratą kontroli nad swoim życiem. Masz prawo do buntu, złości i lęku przed osamotnieniem i śmiercią. To naturalne, że towarzyszą ci takie emocje. Nie tłum ich, tylko pozwól im "wydostac się" - przez rozmowę, płacz czy fizyczne wyładowanie wściekłości. Leki stosowane w chemioterapii mogą dodatkowo zaburzac twój nastrój. Warto to wszystko przegadac, każda dobra rozmowa zmniejsza poczucie lęku...."
Pomyślałaś: a gdyby o tym napisac?

Twój młodszy syn, w różnych sytuacjach  powtarzał kiedyś" dasz radę".
Teraz, tuląc cię do siebie mówi: "damy radę mamuśka".
                                                 Tak synku, damy radę.



poniedziałek, 23 grudnia 2013

Jestem szczęściarą:)))

Naprawdę, możecie mi wierzyc - jestem szczęściarą:))
Przykład? Oto on:
Jakiś czas temu wygrałam candy u Niki z  Decoupage i reszta bujania w chmurach. Nagrodą była przepiękna, zrobiona własnoręcznie przez Niki lampa i kartka z gratulacjami. (Kamilko wybacz, że dopiero teraz o tym piszę). Cieszę się nią cały czas i ciągle sprawia mi ogromną radośc. Dziękuję Niki.

A dziś dostałam kolejną wygraną, tym razem u   Gosi z Czarnego Kota.
Zupełnie nie spodziewałam się aż TAKIEJ przesyłki.

wszystko pięknie zapakowane, z ogromną dbałością o szczegóły
(kot zdecydowanie zazdrosny;)))



świąteczny, kuchenny komplet, podkładki i przecudne wstążeczki
śliczne pudełko i słodkiego aniołka na srebrnym posłanku:)))
żel i sól do kąpieli i świeczka o zapachu czekolady:)))
i słodkości......
i serwetki śliczne


Uffff......................... paczka była NAPRAWDĘ ogromna:))
Gosieńko, jeszcze raz stokrotne dzięki:))


Zawsze wiedziałam, że jestem szczęściarą, ale JAK wielką szczęściarą jestem, uzmysłowiłam sobie dopiero niedawno. 
Siedziałam sobie w Centrum Onkologii, bo niestety, wyniki są, hm, łagodnie mówiąc nie najlepsze, no więc siedziałam sobie spokojnie, w żyły sączyła mi się lecząca trucizna o  narodowych barwach, w torebce leżało zlecenie na perukę(;;;;).... a ja myślałam nad tym, ile szczęścia w życiu już doświadczyłam.
Mam super rodzinę, kochających synów, przecudną wnusię, oddanych i jak okazało się, licznych i wartościowych przyjaciół, zjeździłam kawał świata......
I CZY TO NIE JEST WŁAŚNIE SZCZĘŚCIE?


Więc życzę Wam moim kochani, wirtualni Przyjaciele
 wiele szczęścia, nie tylko na te nadchodzące Święta.
Niech każdy dzień przynosi Wam radośc,
dobro i pomyślnośc wszelką.
 By wszystkie dni w roku były tak piękne
jak ten wigilijny wieczór.


WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
 

 





niedziela, 24 listopada 2013

Opowieśc taka sobie..............

Długo mnie na blogu nie było, bardzo długo...........
Z każdym dniem coraz trudniej było mi zacząc pisac, nie wiedziałam od czego zacząc, bo tyle się w moim życiu działo.
Po bardzo długim pobycie za morzem i powrocie do kraju, nareszcie mogłam życ tak jak chciałam. Dalej dużo podróżowałam i za granicę i po Polsce, robótkowałam, cieszyłam się wnuczką, zaczęłam intensywną naukę języka obcego czyli robiłam wszystko to, co najbardziej kocham.
Czas zaplanowany miałam dokładnie, kalendarz musiał byc pod ręką, bo bałam się, że o czymś zapomnę;)))
Tyle planów, zajęc, spotkań.
Tak było do sierpnia.
Właśnie wtedy los powiedział: hola, hola, przeciez ona ma za dobrze, jakieś kłody może rzucic jej pod nogi?
I jak postanowił, tak zrobił.
Najpierw  choroba mojej Mamy i słowa lekarza, że mamy byc gotowi, bo w każdej chwili Mama może odejśc. Szok, zaskoczenie, bo jak to? Mama też jest śmiertelna? przecież zawsze była, jest, więc powinna dalej z nami byc.
Na szczęście moja Mama nie poddała się. Jest silną, cudowną kobietą.  Wiemy, że nigdy już nie będzie dobrze, ale na razie Jej stan jest ustabilizowany, i mamy nadzieję, że jeszcze długo cieszyc będziemy się Jej obecnością.
Ale jak wiadomo, los nie rzuca tylko jednej kłody, o nie, musi zrobic coś jeszcze, by uprzykrzyc człowiekowi życie.
Więc przyszła kolej i na mnie.
Od lat, regularnie poddaję się badaniom mammograficznym. Po pierwszym w moim życiu badaniu wyniki były nie najlepsze. Nie opiszę całej gehenny,którą przeszłam nim okazało się, że guzek jest zwyczajnym guzkiem, nieoperacyjnym, tylko do obserwacji. Nie macie pojęcia jaką odczułam ulgę.
I tak sobie żyłam spokojnie a kolejne badania pokazywały, że jest ok.
Aż do tego roku.
W sierpniu znaleźli coś nowego. Na początku nie bardzo było wiadomo, co to jest. Ani kolejna mammografia, ani usg nie dały jasnej odpowiedzi, co za paskudztwo usadowiło się w mojej piersi. Pani doktor powiedziała, że to prawdopodobnie mały węzełek chłonny, ale żeby to potwierdzic trzeba zrobic biopsję gruboigłową.
Zrobili, powiedzieli, że zadzwonią, gdy będą wyniki.
Zadzwonili, są wyniki biopsji, pani przyjedzie.
Pani pojechała, spokojna, wyluzowana, bo przecież to tylko zagubiony węzełek.
I na dzień dobry słowa: przykro mi, nie mam dla pani dobrych wiadomości.
Wynik badania histopatologicznego powalający: rak o najwyższym stopniu złośliwości, agresywny, trudny w leczeniu, dający szybkie przerzuty.
Natychmiastowe skierowanie do leczenia operacyjnego.
Ale przecież wiemy, że nic nie idzie natychmiast. Czekanie jest nieuniknione, bo przecież nie ma wolnych miejsc w szpitalu. Chcesz czy nie, czekac musisz na swoją kolej.
Więc żyłam sobie dalej, dalej robiłam to, co lubię, zrezygnowałam jedynie z podróży. Nie myślałam zbyt wiele nad stworem który mnie zaatakował i nie zadawałam sobie pytania dlaczego ja. Jestem tylko jedną z wielu kobiet, które to dotknęło, dotyka i będzie dotykac.
Och, nie będę udawac, że nie miałam chwili załamania, że nie poryczałam się jak głupia. Owszem, była taka chwila, ale tylko jedna. Ryczałam z wściekłości, że od teraz nie będę panią swojego czasu, że od teraz życ będę musiała pod dyktando lekarzy, że układac życie będę mogła tylko od wizyty do wizyty w szpitalu. To mnie właśnie bolało najbardziej.

Dziś jestem już po operacji. I znowu czekam. Tym razem na ostateczne wyniki histopatologiczne i decyzję, jakie będzie dalsze leczenie. Czy będzie to radioterapia czy chemioterapia.A może kolejna operacja, bo przez to czekanie na łóżko, drań wielokrotnie powiększył swoją objętośc i jakaś jego częśc mogła gdzieś się ukryc przed skalpelem;)))
W szpitalu, w "swojej" sali poznałam cudowne kobiety w różnym wieku. Radosne, optymistyczne, pełne życia, choc potraciły piersi. Z humorem opowiadały o protezach, które sobie sprawią, o fantazyjnych nakryciach, w których ukrywac będą łysiejące po chemii głowy. Wierzcie mi, nie użalałyśmy się nad swoim losem, każda z nas wracając z sali operacyjnej, ledwie wybudzona z narkozy, gromko wołała o kawę i ciacho:)) I choc wiedziałyśmy, że zamiast kawą, wodą ledwie zwilżą nam usta i tak miałyśmy sporą porcję śmiechu. I może to głupio zabrzmi, ale dobrze się razem bawiłyśmy.

Wiem, ze czeka mnie bardzo długie leczenie, ale nie jestem tym  przerażona. Ja po prostu wiem, że tak jak moja Mama poradzę sobie z chorobą.
Tylko to czekanie........... 
 Nie piszę tego postu po to, by się użalac nad sobą, czy robic sensację, lecz by zmobilizowac te z Was, które myślą, że choroba dotyka tylko innych, do badania piersi. W szpitalu spotkałam panią, która mimo zaproszeń do badania, nie skorzystała z nich i dopiero gdy guz był ogromny, udała się do lekarza. Niestety, miała juz przerzuty i straciła obie piersi.
Czyli, nie czekajcie kobietki. Pewnie napiszę slogan, ale naprawdę rak to nie wyrok i im wcześniej wykryty, tym większa szansa na jego uleczenie.
Ja w każdym razie wiem, że będę zdrowa:))
czego  i Wam życzę:)))
Pozdrawiam ciepło
Alicja