niedziela, 13 kwietnia 2025

Wróciła

... wiosna po tygodniowym urlopie, a od mojego urlopu dzielą mnie tylko cztery dni pracujące, więc choć globalnie nadal dryfujemy w stronę katastrofy, a u sterów światowych mocarstw stoją szaleńcy, to lokalnie, na moim prywatnym podwórku, zrobiło się całkiem miło. Szkody z ochłodzenia i przymrozków wydają się umiarkowane, rzodkiewka rośnie, w pozostałych rządkach też powoli kiełkują zielone łodyżki... co będzie to będzie... A jak nie będzie to trudno.

Byliśmy dziś w lesie. Nie mam nic nowego, ale powiem Wam, że ten sweter to bez wątpienia mój tegoroczny hit. Wydziergany bez planu i oczekiwań, ze starej, wątłej jakości włóczki akrylowej okazał się dla mnie idealny w tym sezonie. Pasuje do wszystkiego, jest wystarczająco ciepły i przyjemny w dotyku. Taki całkiem zwyczajny, a dla mnie właśnie najlepszy:-)




Dobry nastrój zawdzięczam też zakupom. Otóż, pamiętacie, że zamierzałam spruć dwa bezrękawniki z Gazzal Unicord (TU o tym pisałam) i przerobić je w jeden sweter? Miałam wątpliwości, czy kolory będą do siebie pasować. Wy też. No więc zamiast eksperymentować, postanowiłam dokupić takie motki, które będą pasować. I kupiłam:



A przy okazji dokupiłam kremową, która będzie mi pasować do tego melanżu:


... oraz 4 zupełnie nieplanowane motki, bo spodobał mi się kolor:



Piękne są, co nie? Napatrzeć się na nie nie mogę! No więc czym prędzej kończę ostatnie już chyba w tym roku szarości i nadchodzący urlop umilać sobie będę kolorami Gazzal Unicord:-)


Dobrego tygodnia i pięknych Świąt!

niedziela, 30 marca 2025

Świętokradztwo

... popełniłam - połączyłam szlachetną nić alpakowo-jedwabną z akrylem. Ale wyszło świetnie i jestem pewna, że nie pożałuję. Ostatnio pisałam, że ten sweter wyszedł mi nie taki, jak się spodziewałam, ale po praniu i zblokowaniu (pięknie się zblokował mimo dodatku akrylu) jest w sam raz;-)







Z małego sweterka powstała całkiem spora i wygodna rzecz, dzianina jest cienka, ale puszysta i ładnie się układa, a na dodatek nie jest tak gryząca jak wcześniej - mierzyłam do podkoszulka i jest całkiem znośnie, choć nie jestem pewna czy do wytrzymania przez par godzin... No ale do T-shirtu będzie całkiem spoko. Dziś było na koszulę i czułam się bardzo komfortowo:-)

Włóczka alpakowo-jedwabna to Baby Alpaka Silk z Dropsa (już nie produkowana), natomiast akryl, to cieniutka nitka w typie moheru na cewce, przerabiałam drutami 4,5 mm (ściągacze 3,5 mm):





Szarą akrylową zużyłam całą, natomiast alpakowo-jedwabna mi została, brakło mi dosłownie na jeden szary pasek, stąd pewnie moje niezadowolenie z ubiegłego tygodnia - nie lubię, gdy zostają mi takie małe motki, z których nie ma potem co zrobić... No bo co? Znów czapka? Dodatkowo zostało mi też trochę szarej Baby Merino, ale tę mam do czego wykorzystać. 


Generalnie nowy sweter wyszedł większy, a lżejszy od poprzedniego, a ja zupełnie nie spodziewałam się, że zostaną mi jeszcze jakieś resztki z niego i to mnie zirytowało, ale już mi przeszło;-)


Obiecałam Wam jeszcze zdjęcie grządki pod folią... No to tak to wygląda:





Zdjęcia z dzisiaj, rzodkiewka wzeszła:-D. W ten weekend miałam pokryć i zasiać drugą grządkę, ale wczoraj tak wiało, że się nie dało pracować z folią.

Dobrego tygodnia i do następnego!

niedziela, 23 marca 2025

Długi weekend

... na który czekałam od końca przerwy świąteczno-noworocznej, miał być idealny. I wszystko wskazywało na to, że będzie. Pierwszy dzień wiosny przywitał nas cudowną pogodą, dużo udało mi się ogarnąć na ogrodzie, a wieczorem rozpaliliśmy ognisko i było naprawdę błogo. Przyjechał mój brat, na którego odwiedziny zawsze bardzo się cieszę. Sobota również była ogrodowa, ale pojawiły się pierwsze rysy. Wymyśliłam sobie grządkę pod folią, na której wysieję pierwsze wiosenne roślinki: rzodkiewkę, sałatę, szczypiorek... Kupiłam folię, w Internecie widziałam jak to mniej więcej powinno wyglądać... i razem z mężem wzięłam się za robotę. Niestety, oboje nie mamy drygu do tego rodzaju prac, mąż dodatkowo nie ma nawet chęci, więc wyszła nam straszna kaszana. Może się sprawdzi, może wiatr nie porwie, zobaczymy, ale wygląda tak, że wstyd pokazać. Miałam zrobić zdjęcia, ale naprawdę - nie ma czym się chwalić.

Poza tym wystąpiły też inne sytuacje, które sprawiły, że jednak idealnie nie było. Długi weekend kończy się dziś deszczem, rozczarowaniem i zmęczeniem, w którym nie ma satysfakcji - to najgorszy rodzaj zmęczenia, znacie go?

Rano skończyłam sweter z alpakowo-jedwabnej włóczki z odzysku, ale nawet on nie jest taki, jak się spodziewałam. Na razie wyprałam i schnie. Pokażę w przyszłym tygodniu. A tymczasem wracam do swojego rozczarowania z jednym postulatem w głowie:


bo najbardziej rozczarowujące w długim weekendzie jest to, że i tak jest za krótki.

Pozdrowionka i do następnego. 

niedziela, 9 marca 2025

Robótka podróżna

... się nie przydała, ale podróż się odbyła. Pojechałam autem, choć nie cierpię prowadzić. Dla mnie to straszna strata czasu, dlatego kiedy tylko się da, wybieram komunikację publiczną, szczególnie lubię pociągi, zawsze lubiłam... Tym razem jednak połączenie PKP trwałoby absurdalnie długo i wymagało ode mnie zarwania zbyt dużej części nocy - to poświęcenie, na które rzadko kiedy jestem gotowa... Dlatego wybrałam auto i prawie 3 godziny drogi w jedną stronę za kółkiem, bo celem mojej podróży była Akademia Łucznica w Pilawie i warsztaty z przędzenia na wrzecionie i kołowrotku.

Było fenomenalnie! 







Nie wiem, czy kiedyś skorzystam z tego doświadczenia, czy pójdę z tym dalej... ale wiem, że mogłabym. Gdybym miała wybrać dla siebie alternatywny scenariusz, to widzę się na farmie, wśród alpak, lam i włochatych królików. I widzę siebie jak przędę ich wełnę, tworzę z nich puchate kłębki i motki, które przerabiam w miękkie dzianinowe cuda... Zupełnie jak Kula Cottontail Farm z Instagrama... Znacie ten profil? Mnie jakiś czas temu wyświetlił się jeden z jej filmików i po prostu się zakochałam w tym contencie. Zaczęłam szukać w internecie informacji o kołowrotkach o nauce przędzenia i tak znalazłam warsztaty w Łucznicy, a że Łucznicę znam z jednych wakacji, które tam spędziłam, to nawet się długo nie zastanawiałam. To było przeznaczenie:-) A teraz kto wie, co z tego wyniknie... Może nic, a może...

Niedziela też była fenomenalna. 9 marca - pierwsza kawa na tarasie:-). Na spacer do lasu w krótkim rękawie, a potem pierwsze sprzątanie ogrodu.




Ogarnęłam tylko jeden klombik. Nie wiem kiedy będę mogła iść z porządkami dalej, bo po pracy niewiele już zostaje dnia, ale jestem zadowolona. Tylko, że to zadowolenie jest z takim niepokojem z tyłu głowy - czy roślinom nie zaszkodzi tak wczesne, gwałtowne przebudzenie do życia?

Spokojnego wieczoru i do następnego!