Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/478

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bie — pocóż miałaby mnie oszukiwać!... Ona mnie, który przecie nie jestem nawet jej narzeczonym.“
Otrząsnął się ze swych przywidzeń. I tylko było mu trochę przykro, że Starski siedzi obok Izabeli. Ale tylko trochę...
„No, przecież nie zabronię jej — myślał — siadać przy kim zechce. I nie zniżę się do zazdrości, która bądź, jak bądź, jest podłem uczuciem, a najczęściej gruntuje się na pozorach... Zresztą, gdyby chcieli wymieniać ze Starskim tkliwe spojrzenia, nie robiliby tego tak jawnie. Szaleniec jestem“...
W parę godzin znaleźli się na miejscu.
Zasław, niegdyś miasteczko, dziś licha osada, stoi w nizinie, otoczonej mokremi łąkami. Oprócz kościoła i dawnego ratusza wszystkie budowle są parterowe, drewniane i stare. Na środku rynku, a raczej placu pełnego ostów i jam, wznosi się piętrowa kupa śmieci i studnia pod dziurawym dachem, opartym na czterech zgniłych słupach.
Z powodu szabasu rynek był pusty, a wszystkie kramiki zamknięte.
Dopiero o wiorstę za miastem, w południowej stronie, leżała grupa wzgórz. Na jednem stały ruiny zamku, składające się z dwu wież sześciokątnych, gdzie ze szczytów i okien zwieszały się bujne zielska; na drugiem rosła kępa starych dębów.