Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/496

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

każde jej słowo, których tak mało słyszałem... I oto dziś odjeżdża pani, nie zostawiając mi nawet cienia nadziei...
— Może czas to zrobi — szepnęła.
— Bodajby zrobił! W każdym razie coś pani powiem. Widzi pani, w życiu można spotkać ludzi weselszych odemnie, eleganckich, z tytułami, nawet z majątkiem większym niż mój... Ale przywiązania jak moje, chyba pani nie znajdzie. Bo jeżeli miłość mierzy się wielkością cierpień, takiej jak moja może jeszcze nie było na świecie.
I nie mam nawet prawa skarżyć się o to na kogokolwiek. Los to robi. Jakiemiż bo on dziwnemi drogami prowadził mnie do pani! Ile klęsk musiało spaść na ogół, zanim ja, ubogi chłopak, mogłem zdobyć ukształcenie, które mi dziś pozwala mówić z panią. Jaki traf popchnął mnie do teatru, gdzie pierwszy raz zobaczyłem panią. A na majątek, który posiadam, czy może nie złożył się szereg cudów?...
Kiedy dziś myślę o tych rzeczach, zdaje mi się, że jeszcze przed urodzeniem, naznaczone mi było zejść się z panią. Gdyby mój biedny stryj nie kochał się zamłodu i nie umarł osamotniony, ja dziś nie znajdowałbym się w tem miejscu. I nie jestże to dziwne, że ja sam, zamiast bawić się kobietami, jak robią inni, unikałem ich dotychczas i prawie świadomie czekałem na jednę, na panią...