just looking
22
she/her
Jak się jest wnukiem Bergmana, to można więcej. Kredyt zaufania był duży, a pozostajemy z deficytem w tej wizji – debiutujący reżyser nie zna umiaru i przez zachęcający surrealizm ucieka w banał, który stanowi rozczarowujące domknięcie historii o gniewie, bezradności i zemście. Scena w deszczu balansuje ma granicy kiczu, co nie musi być wadą (ale tutaj czuję niesmak). Widać inspirację strukturą greckiej tragedii, widać usilną próbę znalezienia odpowiedzi na pytania, które zostały po „Pokoju nauczycielskim” poruszającym podobną problematykę – tylko że reżyser tej odpowiedzi nie ma (choć bardzo chciałby przekonać widza, że ma).
Decorum połamane, kiedy po „Wszystko ch*uj” wybrzmiewa „Zegarmistrz światła purpurowy”, a następnie disco polo i Grechuta. Polskość została kosmicznie powykrzywiana.
Spotkanie człowieka z człowiekiem. Z tego nie mógł powstać romans – i dobrze. Film obejmuje esencję potrzeby bliskości i zrozumienia. Niewiele się dzieje w sferze akcji, jednak następuje eksploracja samotności i zagubienia w życiu, na różnych jego etapach. Mocno do mnie trafia.
Szaleńcze cudo. Znakomity soundtrack doskonale podkręca atmosferę – This Mortal Coil jest tu równie niespodziewane, co adekwatne, a „I'm Deranged” Bowiego będzie mnie prześladować wraz z obrazem przemijającej w przyspieszeniu drogi).
„Captain, this is some spooky shit we got here”